Rok 2001 – wczasy w Grecji i pierwsza zorganizowana wycieczka zagraniczna

 

Rok 2001 – wczasy w Grecji i pierwsza zorganizowana wycieczka zagraniczna

W 2000 roku miałem dwa przełomy po pierwsze przeniosłem się do Warszawy a po drugie ożeniłem z moją Panią. Nie było jednak nas stać na to żeby uczcić to w jakikolwiek sposób i podróż poślubną odbyliśmy dopiero po roku. Nie był to jednak pięciogwiazdkowy hotel jak z bajki, tylko podróż autokarem do Grecji wykupiona w studenckim biurze podróży. Wczasy wykupiliśmy w lipcu 2001 roku i zaopatrzeni w kantorze w słowackie korony, węgierskie forinty i greckie drachmy ruszyliśmy nad Morze Śródziemne. Sama podróż po Polsce już była męcząca bo trzeba był zgarnąć kolejnych uczestników z rożnych miast po całym kraju. Potem Słowacja gdzie jedyny kontakt z tym krajem to było dobre piwo na stacji benzynowej. Potem Węgry z ich stolicą, gdzie mieliśmy kilkugodzinny postój. Coś tam rzuciliśmy na ząb, coś tam zobaczyliśmy i dalej w drogę przez twór zwany Federalną Republiką Jugosławii lub Nową Jugosławią. Co trochę mijaliśmy kilkudziesięciopojazdowe kolumny wojsk NATO pod nazwą KFOR i jakiś tam strach z tyłu głowy był, bo okolica była bardzo niestabilna. Potem Macedonia i komunikaty radiowe, że w tym czasie trwają w Skopie jakieś ruchawki i widok jakiś mini pożarów lasu pod samą stolicą. Finalne przejście graniczne już w Grecji przywitało nas toaletą w stylu wschodnim z dziurą w podłodze. Ale klimat był fantastyczny i po jakimś czasie pojawiliśmy się w naszym miejscu docelowym czyli Nea Fokea na Półwyspie Chalcydyckim. Dostaliśmy do spółki z inną parą dwusypialniowy apartament w Villa Apollon Hotel i było rewelacyjnie. Pierwszy kontakt z innym niż Bałtyk morzem po wejściu do którego czuć było ciepłą wodę a żona od razu nie dostawała zapalenia jajników jak w Bałtyku, inną kuchnią, kulturą i trybem życia (sjesta to fantastyczny wynalazek!).

Grecja, Chalkidiki, Nea Fokia

Grecja, Chalkidiki, Nea Fokia

Na początku poruszaliśmy się deptanymi przez innych turystów ścieżkami ale ciągnęło mnie w inną stronę. Skończyła się ostatnia rolka kliszy w aparacie (to jeszcze czasy aparatów na klisze) i musiałem zakupić jeszcze jedną sztukę a miejscowi wskazali mi kierunek w jakim sklep z takim akcesoriami miał się znajdować. Kliszę kupiliśmy we wskazanym sklepiku, ale zobaczyliśmy taki widoczek i od razu pojawiło się pytanie – a co tam jest ?

Grecja, Chalkidiki, Nea Fokia

I znaleźliśmy się tak jakby po drugiej stronie lustra. Po minięciu wraku samochodu w meksykańskiej scenerii i psa, który wybiegał ścieżkę gołej ziemi w zasięgu swojego łańcucha trafiliśmy do mniej turystycznej części tej miejscowości. Siedzieli tam sami mieszkańcy (w knajpach przy morzu ciężko ich było spotkać, jeśli już to tylko właścicieli tych knajp) i mieli dodatkowo jakiś festyn. Grali, śpiewali, tańczyli i biesiadowali. I było fajnie. Zdjęć niestety nie mam (choć kliszę wtedy kupiłem) ale w nocy wyszły by kiepskie. Ale skręcanie w bok z utartych szlaków i turystycznych miejsc jak najbardziej polecam! A zaglądanie do zakamarków przeznaczonych dla miejscowych ma swój wyjątkowy urok i dodaje smaczku każdej podróży.


Grecja, Chalkidiki, Nea Fokia, lato

Miejscowość była fantastyczna, wakacje biegły z cudownym nastroju miesiąca miodowego ale zwiedziliśmy dotychczas tylko pobliską Kallitheę i chcieliśmy zobaczyć coś więcej. Wycieczki fakultatywne były dość drogie ale dogadaliśmy się z energicznymi studentami gdzie współdzieliliśmy miejsca w dwóch wynajętych samochodach i wybraliśmy się na wycieczkę do słynnych Meteorów, jadąc w jedną stronę wybrzeżem i wracając krętymi ścieżkami z drugiej strony górskiego Pasma Olimpijskiego. Wycieczka była fajna, wrażenia rewelacyjne i zetknięcie się z zupełnie innym obrządkiem religijnym. Żona dodatkowo na każde większe ptaszysko krzyczała, że to bocian ( jak przez całą drogę podczas tych wakacji gdzie wszędzie widziała boćki) nie ważne, że to głównie coś orłopodobnego było.

Grecja, Chalkidiki, Nea Fokia

Grecja, Chalkidiki, Nea Fokia

Grecja, Chalkidiki, Nea Fokia

Grecja, Chalkidiki, Nea Fokia

Przy górnym skraju budynku klasztoru na ostatniej fotce widać jedno z tych ptaszysk w locie

Zbyt szybko minął ten czas, przedzielony kąpielami w morzu i degustacją miejscowych specjałów. Fajną rzecz też zaobserwowaliśmy pod względem przyrodniczym, a mianowicie pewnego dnia zrobiło się bardzo duszno i nadeszły czarne chmury. Na bank zanosiło się na burzę i takie zjawisko na niebie się też pojawiło, ale takie trochę inne. Widać było błyski piorunów i słuchać było ich wystrzały, ale nie było deszczu. To znaczy był, ale spadło kilka anemicznych kropli od razu wysychając na naszych nagrzanych ciałach. No i z orzeźwiających kropel nici. Potem droga powrotna, która nie dłużyła się tak bardzo jak w pierwszą stronę jednakże ze zgrzytem i kilkugodzinnym postojem na granicy Macedonia – Nowa Jugosławia. Wakacje zleciały a wrażenia pozostały i były to jedne z najpiękniejszych wakacji w moim życiu. No i te boćki/orły spowodowały to, że w kwietniu roku następnego urodził się nasz syn Mikołaj.


<< poprzedni wpis          następny wpis >>


 

 







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kijów, Przedwiośnie 2017

Wiosenny Santander 2017

Ferie na Malcie 2017