Wyjazdy z kumplami czyli powiew wolności i lata dziewięćdziesiąte

 

Wyjazdy z kumplami czyli powiew wolności i lata dziewięćdziesiąte

Każdy chyba przeżywał swój własny, samodzielny (czyli bez kurateli rodziców) wyjazd na wakacje. Smakowanie tej wolności jest wyjątkowo miłe a jedynym moim zdaniem minusem takich wyjazdów były ograniczenia finansowe (w moim i większości przypadków). Czasu wszakże młody człowiek, szczególnie w okresie wakacji, ma mnóstwo. Ja też rozkoszowałem się takimi wyjazdami jak tylko się dało i jak tylko portfel pozwalał. Zaczęliśmy z kumplami od jezior/ zalewów w najbliższej okolicy naszego miejsca zamieszkania. Piękne chwile spędziliśmy na Brodach Iłżeckich, Chańczy, Sielpi czy Zalewie Sulejowskim. Potem zaczęliśmy jeździć nad Bałtyk. I zawsze było pięknie. Wolność, zabawa, pierwsze używki ale też przy okazji zwiedzanie tych miejsc.


autostop, lata dziewięćdziesiąte, morze


Potem pognało nas za granicę.

Plusem galopującej inflacji lat dziewięćdziesiątych były ceny biletów na pociągi, które za nią nie nadążały i za cenę 2 jaboli można było dojechać np. do Pragi. Podróżując z rodzinnego Ostrowca Świętokrzyskiego takie bilety można było kupić w kasie międzynarodowej w firmie Orbis. Fajne było to, że bilet obejmował wszystkie możliwe kombinacje przesiadkowe z punktu A do B, a po drodze można było zostać na kilka godzin w danej miejscowości. Pierwsze nieśmiałe wyjazdy zagraniczne były do Czechosłowacji gdzie zwiedzaliśmy Bohumin, Ostawę i Pragę. Nie było to jednak takie łatwe jak teraz, ponieważ przy przekraczaniu granicy obowiązywały inne obostrzenia niż dzisiaj i trzeba było zdobyć zaproszenie. Pierwsze, kupione od starszego kolegi z osiedla - Jurka B. wywołało konsternację na twarzy czechosłowackiego funkcjonariusza wpuszczającego do ich pięknego kraju. Pamiętam ten dialog doskonale i wyglądał tak:

- ile daliście za to zaproszenie?!!??!!??

- nic, wujek przysłał.

- mówcie ile daliście, bo was nie wpuszczę!!!!

- 30000 złotych ( to cena jeszcze sprzed denominacji gdzieś około 1991 roku).

- to jak spotkacie tego chuja, co wam to sprzedał to go ode mnie pozdrówcie.

Jurkowi oczywiście to przekazaliśmy. Ale się udało, a potem było już lepiej. Zaczęliśmy też tak trochę w celach zarobkowo-handlowych jeździć do Berlina, ale przy okazji coś zobaczyć też się dało. Zmieniły się też zasady przekraczania granicy i wystarczył już tylko paszport. Kiedyś też z nudów, siedząc pod blokiem i pchani do przodu odwiecznym pytaniem „a co tam jest?”, wymyśliliśmy, że jedziemy pod namiot zobaczyć słowackie Tatry Zachodnie (to już po połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy Słowacy oddzielili się od Czech) mając dosłownie po 50 złotych na głowę (to już po denominacji). Ale wyprawa udała się znakomicie, spędziliśmy za to tydzień na słowackiej ziemi. Byliśmy na tyle młodzi i szczupli, że we trzech zmieściliśmy się w miniaturowym, chińskim namiocie przeznaczonym dla dwóch osób azjatyckich gabarytów. Spaliśmy w nim w lesie, parku narodowym i nad jakimiś strumykami i nikt nie narzekał. Zobaczyliśmy za to mnóstwo pięknych miejsc i bardzo się wszystkim ta wyprawa podobała. Zrobiliśmy trasę Ostrowiec Świętokrzyski – Kielce – Kraków – Zakopane - Łysa Polana – Tatrzańska Łomnica – Stary Smokowiec – Poprad –Studeny Potok – Tatrzańska Kotlina – Zakopane – Kraków – Kielce – Ostrowiec Świętokrzyski poruszając się głównie autostopem, piechotą i trochę pociągami. Było fantastycznie.  

autostop, Słowacja, lata dziewięćdziesiąte

autostop, Słowacja, lata dziewięćdziesiąte

autostop, Słowacja, lata dziewięćdziesiąte

autostop, Słowacja, lata dziewięćdziesiąte

autostop, Słowacja, lata dziewięćdziesiąte

<< poprzedni wpis          następny wpis >>


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kijów, Przedwiośnie 2017

Wiosenny Santander 2017

Ferie na Malcie 2017