Rzym z rodziną 2011

 

Rzym z rodziną 2011

W kwietniu 2011 roku przyszła pora, aby pokazać Rzym rodzinie i sprawdzić co tam się pozmieniało nad Tybrem. I wydaje mi się, że gdzieś mniej więcej wtedy latanie i zwiedzanie stało się dla mnie jakimś rodzajem bardzo przyjemnego nałogu. Szczególnie, że cenowo taki wypad nie różni się prawie wcale od weekendowego wypadu gdzieś w Polskę, a często jest nawet taniej. No i prawdopodobieństwo trafienia złej pogody we Włoszech jest dużo mniejsze niż u nas. W Rzymie zniknęły sklepy GS, ale w ich miejsce pojawiła się sieciówka bardzo popularna i u nas.  Zabrałem teraz na wycieczkę oprócz żony i dzieci, szwagierkę z partnerem oraz teściową. Po wylądowaniu można było od razu poczuć zapach ciepłego powietrza, charakterystycznego dla  krajów południa, a nasza wiosna w tym czasie nie rozpieszczała temperaturami. Zarezerwowaliśmy sobie mieszkanie blisko kolejowego dworca głównego, w jakimś rzymskim Chinatown. Mieszkanie było fajne, a jedynym minusem było odebranie kluczy w innej części miasta, bo do schodów na siódme piętro dało się przyzwyczaić. Mogliśmy też w nim przewaletować jakąś ilość dodatkowych osób, bo było jeszcze kilka dodatkowych łóżek.

Z racji tego, że w Rzymie byłem wcześniej z kolegą Sylwkiem, to mogłem świetnie wypełnić rolę przewodnika dla rodziny. Zobaczyliśmy większość miejsc, które widzieliśmy podczas poprzedniej wyprawy, ale odkryliśmy też nowe. Pod tym względem Rzym jest fantastyczny i myślę, że prędzej życia by nie starczyło, niż by się zobaczyło absolutnie wszystkie zakamarki Rzymu, a po każdym zadaniu sobie pytania „a co tam jest?”, w większości odpowiedzi było „Łoł, ale ładnie”. Fajne było też się zgubić i zdać na żywioł w uliczkach rzymskiego Zatybrza (gdzie chciałem trafić do klimatycznej knajpki z poprzedniego pobytu ale mi się nie udało).

Włochy, city break, podróże

Pierwszy dzień to rzymskie klasyki: Colloseum z zewnątrz, Fontanna Di Trevi, Panteon, Most Anioła i Zamek Anioła (z zewnątrz) i Bazylika św. Piotra w Watykanie (tym razem mnie wpuścili bo nie miałem krótkich spodenek). W przerwach pomiędzy zwiedzaniem, przepyszne włoskie jedzenie (zarówno w restauracjach jak i street foodach smakuje znakomicie, trzeba jednak pamiętać, że żeby nie zbankrutować należy unikać jadłodajni w najbliższym sąsiedztwie głównych atrakcji turystycznych). Wszędzie chodziliśmy na piechotę i brawa dla dzieciaków, że dały radę (chyba się zaczynają przyzwyczajać do naprawdę długich spacerów). Oczywiście w każdym miejscu tłumy turystów.

Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

Wieczorem zalegliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi.

Na następny dzień pojechaliśmy pobawić się w piachu i pomoczyć nogi w Morzu Tyrreńskim, więc udaliśmy się kolejką do Ostii. Pogoda dopisywała znakomicie, a mi udało się nawet pomachać trochę dziecięcym wykrywaczem teoretycznie przeznaczonym dla syna (z kiepskim wynikiem, ale zabawa się tu liczy przede wszystkim). Wózek dziecięcy córki służył jak zwykle jako pojazd transportowy.


Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

W Ostii widziałem z daleka tych samych polskich meneli, których spotkałem podczas wcześniejszej wyprawy z Sylwkiem. Wyglądali jakby czas na świecie przestał biec, a oni mają swój kolejny „dzień świstaka” i zamknięci są w pułapce czasoprzestrzeni. Po powrocie z plaży coś tam w Ostii rzuciliśmy na ząb (ciętą nożyczkami pizzę o bardzo dobrych smakach) i wróciliśmy do Rzymu, gdzie zygzakiem kierowaliśmy się do wynajętego mieszkania. Cały czas uśmiech nie schodził z naszych ust, bo absolutnie wszędzie było pięknie.





Włochy, city break, podróże

Na następny dzień rano atakujemy od środka Forum Romanum. Kompleks robi ogromne wrażenie (jak również cały Rzym), kiedy się uzmysłowi co tu się działo przez okres ładnych kilkunastu stuleci i kto po tych brukach stąpał (prawie cytat z „Misia”). Pogoda była rewelacyjna i spędziliśmy wtedy naprawdę wspaniałe chwile.


Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

Włochy, city break, podróże

Potem odwiedzamy Usta Prawdy (Bocca della Verita) słynne z filmu „Rzymskie wakacje” z Audrey Hepburn i Gregory Peckiem (gdzie wcześniej testowaliśmy już z Sylwkiem nasze ręce i czystość sumienia) i gubimy się w labiryncie uliczek Zatybrza, gdzie nie mogę znaleźć knajpy w której byłem wcześniej, ale siadamy gdzie indziej i też jest fajnie.


Włochy, city break, podróże

Wracamy oczywiście chaotycznym zygzakiem, żeby zobaczyć „a co tam jest” i zawsze jest tam coś fajnego. Rzym cały jest fajny i bardzo lubię to miasto.


Włochy, city break, podróże

Na następny dzień atakujemy od środka budowlę, którą zniszczył Obelix. Fajnie przenieść się w czasie do chwil, kiedy tu walczyli gladiatorzy. Wystarczy na chwilę zamknąć oczy i Colosseum jest pełne zupełnie innych ludzi (ale czy w mniejszym stopniu pragnących krwawych rozrywek niż dzisiaj?).

Włochy, city break, podróże

Następnie kierujemy się na Schody Hiszpańskie (na których wtedy można było siadać) i idziemy wzdłuż ulicy Adama Mickiewicza do fajnego parku poleżeć na trawie. Potem leniwie wracamy po przeróżnych zakamarkach pakować się, bo następnego dnia rano wracamy do domu. Fajne było. Trzeba to powtórzyć jak córka podrośnie, bo chyba była zbyt mała, żeby coś zapamiętać.



<< poprzedni wpis          następny wpis >>


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kijów, Przedwiośnie 2017

Wiosenny Santander 2017

Ferie na Malcie 2017