Ja Wisła, ja Wisła, czyli cudze chwalicie, a pod nosem macie!
Ja Wisła, ja
Wisła, czyli cudze chwalicie, a pod nosem macie!
Tych
kilka słów i fotek będzie dotyczyć królowej polskich rzek – Pani Wisły, która
majestatycznie przepływa przez naszą stolicę.
Po
przeprowadzce na przełomie wieków (XX i XXI, bo aż tak stary to nie jestem) do
Warszawy początkowo nie zwracałem uwagi na zaloty tej pięknej Pani, ot była
tylko punktem, na którym ustawiono kilka mostów, po których przemykało się
tramwajem, czy autobusem. Najbliższa okolica też nie zachęcała do zagłębiania
się w jej zakamarki, bo a to cygańskie koczowiska w budach z tektury, albo
największy Jarmark Europa na Stadionie X-lecia, gdzie jak mówili można było
kupić wszystko i to raczej nie miało w sobie nic przyciągającego. Z czasem
jednak zacząłem reagować na jej uśmiechy i magnetyzm. Chwile przystanku na
podziwianie Jej widoku zdarzały się coraz częściej, z czasem z jakimś rodzajem
zadumy nad pięknem rzeczonej, no i jak zwykle brzęczące z tyłu głowy pytanie „a
co tam jest”, nie dawało spokoju. A jak kupiłem sobie używany rower, to już był
gotowy pretekst, żeby popodglądać jak tam ta Pani Wisła płynie.
Pozaglądałem w kilka zakamarków i stwierdziłem, że jest bardzo fajnie, a dzikie tereny przy samej stolicy, gdzie można przez kilka godzin nie spotkać żadnego człowieka, są na wagę złota i można się fajnie wyciszyć na łonie przyrody (gotując sobie np. poranną kawę w kuchence na patyki, jak na fotce poniżej) czy strzelając piwko.
Potem
zimą (nie pamiętam którego roku) odkryłem naszą ulubiona miejscówkę i piękne
nadwiślańskie plaże. A było to tak – w jakimś okresie przedświątecznym, gdzie
żona co jakiś czas włączała brzęczący odkurzacz i tylko się nawzajem
denerwowaliśmy (ja i odkurzacz) – wygoniła mnie z domu mówiąc, żebym gdzieś
pospacerował przez kilka godzin. Przypomniało mi się, że jeszcze na jesieni
ktoś wspominał, że w okolicy 501 km biegu Pani Wisły to są piękne plaże i
naprawdę jest malowniczo. No to się tam udałem i oniemiałem z wrażenia (choć
fotki z telefonu tego nie oddadzą) i spacerowałem pomimo zimy ładnych kilka
godzin po tym terenie.
Na drugi
dzień musiałem go pokazać żonie i zgodnie stwierdziliśmy, że musimy tu
przyjechać na wiosnę.
Na
wiosnę bardzo już ciepłą udaliśmy się ze znajomymi i dzieciakami, które razem
chodziły do jednej grupy do przedszkola i był to strzał w dziesiątkę, bo
każdemu się podobało (no może poza stadem nudystów, które widzieliśmy w tym
miejscu jeszcze ze dwa razy, a potem z racji tego, że tereny te stały się
bardzo popularne wśród Warszawiaków, to nudyści zniknęli).
Miejsce
jednak tak się nam spodobało, że odwiedzamy je potem o absolutnie każdej porze
roku, czy to na spacery, czy organizując ogniska dla dzieciaków i dorosłych. Można
poobserwować jak rzeka zabiera stały ląd podczas dominacji w zimie, czy podczas
wiosennych roztopów, a oddaje to później odsłaniając piękne plaże w lecie i na
jesieni. Jest tu naprawdę zajebiście!
Taka
ciekawostka – zdjęcia nr 10,12,14,16,22 przedstawiają ten sam odcinek
Wisły/plaży, tylko w różnych porach roku. Minusem popularności tego miejsca
jest to, że niestety jakaś część je odwiedzających zostawia ze sobą śmieci
(czasem tyle ile możemy to zabieramy ze sobą), no i frekwencja odwiedzających z
roku na rok jest coraz większa. Nasza ulubiona
miejscówka wystąpiła też w reklamie tv udającej morską plażę, a raz widzieliśmy
tu rozgrywany wielki turniej zespołów ganiających się z frizbe – nie wiem jak
ta dyscyplina się nazywa (były dwa oznaczone boiska, komisja sędziowska, kilka
rozgrzewających się drużyn itp. klimaty). Od kilku lat pływa też prom ze
wschodniej strony Wisły a w grudniu 2020 roku oddano most południowej obwodnicy
miasta i jak ludzie z tego mostu zobaczą to miejsce, to je pewnie zadeptają
strasznie (choć samolubem nie jestem i chciałbym żeby każdy mógł zobaczyć ten
piękny kawałek, to mam apel – zabierajcie śmieci z powrotem ze sobą!).
Po
jakimś czasie znowu organizuję samotne wyprawy na rowerze, ale w dalsze i
dziksze rejony Wisły, gdzie nie ma ludzi, lub jest ich mniej, kierując się na
południe. I ponownie odkrywam magiczne zakamarki, gdzie można się rozkoszować
przyrodą. Bardzo ładny odcinek ma Wisła w okolicy miejscowości Ciszyca.
Wybrałem się tam kilka razy i było naprawdę fantastycznie. Raz siedząc zupełnie
sam przy małym ognisku zobaczyłem ostatniego nudystę z tych stron. Pojawił się
nagle nie wiadomo skąd, spojrzał na moją kiełbaskę pieczoną na ognisku, ja
spojrzałem na jego „kiełbasę” pieczoną na słońcu, i bez słowa odszedł w krzaki.
Ale nie
tylko przyrodą człowiek żyje, bo piękna Pani Wisła ma również swój całkiem spory
odcinek przepływający przez stolicę naszego kraju. Wybetonowana część nabrzeża
po zachodniej stronie i piaszczysto-krzaczaste tereny po zachodniej mogły być
co prawda lepiej zagospodarowane tuż po wojnie, ale niestety nie skorzystano z
projektów odbudowy Warszawy architekta Macieja Nowickiego, nad czym ubolewał
Leopold Tyrmand w swym „Dzienniku 1954”, pisząc, że zaprzepaszczono szansę
współistnienia królowej naszych rzek ze stolicą, dając przykład Paryża czy Rzymu,
które o rzeki swe się opierają i współgra to świetnie. Jednak i w tym temacie
coś jakiś czas temu drgnęło. Po cygańskich koczowiskach została jedynie
piosenka Katarzyny Nosowskiej śpiewana wraz z Dezerterem o tytule „Czwarta
rano” https://www.youtube.com/watch?v=AfUsZ3e-gRM&ab_channel=MarcinUszko , zburzono Stadion
Dziesięciolecia, budując w jego miejscu Stadion Narodowy, a teren wokół Wisły zaczął
przechodzić rewitalizację. Zagospodarowano nabrzeże po zachodniej stronie
organizując deptaki, ścieżki rowerowe, ławeczki i mnóstwo knajp. Po wschodniej stronie
powstały piękne plaże nawiązujące do przedwojennych aktywności Warszawiaków
wypoczywających nad tą piękną rzeką - Poniatówka przy moście Poniatowskiego
oraz Praska przy knajpie La Playa ( bardziej na północ), wraz z infrastrukturą
taką jak place zabaw dla dzieci, ścieżki rowerowe, czy takie cudo jak toalety (ta
przy Poniatówce, podobno kosztowała majątek), a dodatkowo po rzece zaczęły
kursować tramwaje wodne łączące oba brzegi i można się nimi przeprawić na
miejskim bilecie komunikacyjnym (rower za darmo!). Fajnie się jest raz na jakiś czas zatracić w
maratonie po knajpach, gdzie uśmiech nie schodzi z gęby i jedynie co potrzeba,
to skrzyknąć wcześniej doborowe towarzystwo, przy czym zawsze kołysze się w tle
piękna Pani Wisła. Czasem są też ciekawe atrakcje jak np. koncerty na Cyplu
Czerniakowskim (widziałem kiedyś Tilt i jakieś zagraniczne zespoły folkowe),
czy kiermasze egzotycznego żarcia tamże (trafiłem kilka razy na azjatycką
kuchnię i zawsze było pyszne). Organizowaliśmy też wyjścia na wódkę z ludźmi z
pracy na praskie plaże i zawsze Pani Wisła nam umilała te imprezy kojąc wzrok.
Na rowerze czy to sam, czy wraz z rodziną nie raz też się zapuszczam w rejony
Nadwiślańskich bulwarów i zawsze jest milutko.
Jest też
Wisła pożyteczna w jednym aspekcie – potrafi leczyć. Wyjaśniam o co chodzi. Jak
raz w roku nie pojadę gdzieś pod namiot, lub przekimać się w plenerze, to
jestem chory. I właśnie w tym momencie, jak nie wyjeżdżam gdzieś dalej, to
królowa polskich rzek jest zawsze pod ręką i chętnie pomaga. Trzeba tylko
namówić któregoś z kumpli i gitara! Nie zawsze potrzebny jest nawet namiot,
wystarczy płachta biwakowa, żeby na głowę jak by coś nie kapało. Dodatkowo
zawsze jest ognisko i jakieś trunki i można się delektować pięknymi
okolicznościami przyrody. Rano w gratisie (na kaca ;) najpiękniejszy koncert, jakiego nie
usłyszymy w żadnej filharmonii, a nawet na Cyplu Czerniakowskim, siłą wymuszony
o 3-ciej po świcie który niedawno się pojawił, kiedy autor arii siada na skrawku
płachty namiotowej. Nie można mieć wtedy do artysty żalu o wybudzenie ze snu,
bo daje on z siebie wszystko, a ptasi śpiew jest najznakomitszej jakości. W tym roku byłem w czerwcu z dwoma kolegami -
Maćkiem (który miał urodziny dzień wcześniej), i Jackiem i oprócz nas nie było absolutnie
nikogo (poza jedną panią na spacerze z dziećmi) na tej mojej ulubionej, lecz
bardzo popularnej miejscówce. Sytuacja taka (jeśli chodzi o frekwencję) nie
zdarzyła mi się nigdy, a nocowałem tu
wcześniej z Sylwkiem i byłem tu kilkudziesięciokrotnie o różnych porach roku.
Może to jakiś prezent od losu dla kolegów, którzy byli tu po raz pierwszy?
Dodam, że w tym miejscu poranna kawa robiona na kuchence na patyki smakuje
wyjątkowo.
Warto też skoczyć gdzieś w bok od Pani Wisły, by zbadać zakamarki do niej przylegające, a na pewno znajdzie się coś ciekawego. A terenu do zobaczenia „a co tam jest?”, to wzdłuż Wisły jest tyle, że życia nie starczy, aby tam nos wetknąć wszędzie, choć wraz z moim rowerem staram się zobaczyć jak najwięcej. Jako przykład niech będzie budowla, która wystąpiła w polskim arcydziele filmowym – „Sarnie Żniwo”, przy terenie której kręcono sceny pojedynku Akrobatycznego Daniela i Betonowego Łukasza https://www.youtube.com/watch?v=uZBDTx5L9xs&ab_channel=Syloooo , a czarny charakter „hodował” swoje rododendrony. Tak, czy siak Wisła i jej okolice są jak najbardziej warte poświęcenia im trochę zainteresowania, i moim zdaniem są to wyjątkowo piękne zakamarki.
Komentarze
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za komentarz. Wszystkie uwagi są dla mnie cenne.