Relacja z
wyjazdu do stolicy Ukrainy ukazała się w maju 2017 r. na fly4free tutaj i
zamieszczam ją w prawie niezmienionej formie (z korektą na opis jednego z
głównych zabytków tego miasta, który błędnie zassałem z netu, a który zauważył
w komentarzu jeden z użytkowników).
Nie da się też
w obecnej sytuacji nie pozostawić choć małego komentarza do trwającej wojny, w
której bezsensownie giną niewinni ludzie. Gdyby nie jakieś chore, imperialne
ambicje mordercy Putina, to dało by się pewnie zobaczyć to miasto w
niezniszczonej formie, a wojna która wtedy również trwała (choć cały świat się
nią mało interesował po wstępnej ekscytacji mediów zaraz po jej wybuchu w 2014
r.) nie była przeszkodą do bezstresowego spacerowania i zwiedzania Kijowa.
Zastanawia również, jak by świat wyglądał, gdyby inaczej rozłożył się układ sił
na świecie po inwazji Rosji 24.02.2022 r. i np. w USA rządził by człowiek z
wiewiórką na głowie??? Trzymam w tym miejscu kciuki za bohaterskich obrońców
Ukrainy i całego, cywilizowanego Świata. Mam nadzieję, że wojna się szybko
skończy i będzie można znowu odwiedzić ten piękny kraj.
Kijów, Przedwiośnie 2017
Bilety w bardzo dobrej cenie dla 2 osób kupiliśmy po informacji na
stronie głównej
Kolega dokupił 1 bilet drożej, trochę później. Pozostał dolot w standardowej
cenie (trzydzieści parę zł) za poranny bilet z Okęcia do Gdańska, powrotny
bilet na nocny pociąg (niestety Pendolino w nocy na tej trasie nie jeździ) dla
2 osób jadących z Warszawy oraz bilety na Polski Bus dla kolegi jadącego z
Poznania. W założeniach miał być niestresowy wypad na zwiedzanie w spacerowym
tempie i plan udało się wykonać w 100%, pogoda mogła by być lepsza, ale tym
niestety nie da się sterować.
Do Gdańska dolecieliśmy o czasie i zgodnie z harmonogramem mieliśmy się spotkać
na piwie w Gdańsku przy molo Brzeźno, ale było tak zimno że wypiliśmy na
rozgrzewkę bimber. Do Brzeźna( i powrotnie) da się dostać komunikacją publiczną
z lotniska na bilecie 1-godzinnym ( z 2 lub 3 przesiadkami autobus + tramwaj),
gdzie można się delektować plażowymi widokami i pooddychać morskim powietrzem.
Po rozgrzewce i czymś na ząb, wracamy na lotnisko, po czym planowo około
18-tej czas lokalnego lądujemy w Kijowie. Z lotniska trolejbusem nr 9 dostajemy
się za 3UAH do stacji metra Uniwersytet, gdzie dalej atakujemy na piechotę do
naszego hostelu.
Po drodze mijamy Sobór św. Włodzimierza
budynek Opery
I siadamy na kawę w Gruzińskiej restauracji w okolicach Złotej Bramy.
Pierwszy kontakt z cenami usług gastronomicznych w Kijowie jest bardzo
pozytywny.
Po regeneracji ruszamy w kierunku naszego hostelu, po drodze mijając
polską ambasadę.
Po kilkunastu minutach docieramy do naszego hostelu (Potter Globus), który ma
jedynie 2 zalety – 1. Jest tani (350 UAH za osobę za 3 noce) i 2. Ma doskonałą
lokalizację. Poza tym kaszana i nigdy więcej, lepiej poszukać coś w lepszych
warunkach. Poza tym opis na booking.com wprowadza
w błąd sugerując, że prywatny pokój 4 os. posiada własną łazienkę, a tak nie
jest (a ta ogólnodostępna była paskudna, nie mówiąc o prysznicu, którego ściany
kaleczyły ręce). Robimy zakupy na kolację i jakąś wódę do tego, biesiada i spać.
Następnego ranka, zupełnie bez kaca, po śniadanku w knajpie kibiców piłkarskich
(gdzie są fajnie rozplanowane telebimy, tak żeby ludzie siedzący naprzeciwko
siebie widzieli to samo na różnych ekranach) atakujemy spacerowym krokiem
główne atrakcje Kijowa. Zaczynamy od miejsca gdzie kiedyś stała Dziesięcinna
Cerkiew – pierwsza kamienna świątynia chrześcijańska na terenie Rusi.
Następnie chcemy wejść do Cerkwii św. Andrzeja, ale niestety nie da się,
bo jest w remoncie.
Potem idziemy ulicą Andrijewski Zjazd w
kierunku Muzeum Bułhakowa, po drodze mijając ulicznych sprzedawców obrazów,
antyków i innego rękodzieła.
Zachodzimy do Muzeum Bułhakowa, które mieści się w domu, gdzie pisarz
spędził ostatnie kilkanaście lat swojego życia, zaliczając oczywiście przejście
magicznymi drzwiami w szafie. Koszt wstępu 30UAH
Następnie zupełnie bez planu idziemy w kierunku Dniepru, gdzie docieramy
nad Dworzec Rzeczny.
Potem kolejką linową za całe 3UAH wjeżdżamy na górę. Dużym plusem
kolejki jest również świetnie działające, darmowe wifi w jej najbliższej
okolicy (działają świetnie wszystkie skajpaje i inne łotsappy).
Na górze od razu rzuca się w oczy kompleks budynków sakralnych
otaczających Monaster św. Michała. Wszystko w pięknym błękitnym kolorze. Co
ciekawe, jest to jedna z darmowych atrakcji Kijowa, a swoimi barwami i
wystrojem zrobiła na mnie największe wrażenie.
Po opuszczeniu tego kompleksu ruszamy do następnego obiektu sakralnego.
Dosłownie po paru minutach jesteśmy w Soborze Sofijskim. Info z Wikipedii o tym
obiekcie tutaj (https://pl.wikipedia.org/wiki/Sob%C3%B3r_Sofijski_w_Kijowie ). Tu
już trzeba płacić za wstęp (jest kilka rodzajów biletów w zależności od tego co
chcemy zwiedzać, najtańszy – spacerowy po kompleksie jest za 20 UAH).
Następnie udajemy się do najbardziej dołującej części Kijowa czyli na Majdan
(zwany Euromajdanem). Tu dosłownie wszędzie czuć ślady bezsensownej śmierci z
przed 3 lat, tych którzy pragnęli tylko zbliżyć się do Europy. Wszędzie pełno
zdjęć ludzi którzy zginęli podczas wydarzeń z lutego 2014 roku, udekorowanych
świeżymi kwiatami (głównie twarze ludzi młodych). Czasami widać ślady po
kulach, czasem gdzieś leży pod drzewem przestrzelona, improwizowana tarcza,
która jeszcze kilka dni wcześniej była osłoną na piwniczny magazyn węgla.
Następnie udajemy się pod Dom z chimerami lub Dom Horodeckiego (ukr.
Будинок з химерами – budynek wzniesiony w latach 1901-1902 w Kijowie według
projektu Władysława Horodeckiego, polskiego architekta porównywanego z Gaudim.
Obiekt reprezentuje styl Art Nouveau. Jest położony przy ulicy Bankowej i od
2005 stanowi jedną z rezydencji prezydenckich. – informacja z Wikipedii), gdzie
pstrykamy kilka zdjęć i trafiamy na pomnik Dobrego Wojaka Szwejka.
Zmęczyliśmy się trochę tym zwiedzaniem i zgłodnieliśmy, pora na posiłek.
Pierwsza knajpa jaka się nawinęła to sieciowa Katiusza usytuowana w jakimś
hotelu i ustylizowana na bibliotekę. Jedzenie pyszne a ceny bardzo przyjemne.
Poniżej cennik pierogów.
Najedzeni idziemy dalej. Tym razem trafiamy na kompleks budynków
parlamentarnych i przylegający do nich park z widokiem na Dniepr(jeden z
budynków przypomina nasz Sejm).
Dalej udajemy się w kierunku Rynku Besarabskiego. Klucząc zygzakiem
uliczkami trafiamy na fajne kamienice i budynki (Gmach Banku Ukrainy).
I po jakimś czasie docieramy do celu czyli Rynku Besarabskiego,
niesamowitego obiektu, gdzie handluje się głównie produktami spożywczymi (pod
rynkiem pod ziemią jest za to mnóstwo stoisk z różnego rodzaju tekstyliami)
takimi jak surowe ryby ( i oczywiście kawior), mięso, różnego rodzaju kiszonki,
przyprawy, słodycze i wędliny (tylu rodzajów słoniny nie widziałem w życiu, a
smaki pyszne). Wystawcy są z najodleglejszych zakamarków Ukrainy, a także z
Turcji, Uzbekistanu i innych krajów, przy czym nie ma tu wyrobów masowych a
wszystko wygląda na ręcznie robione czy zbierane. Na każdym ze stoisk dają
wszystkiego spróbować, tak żeby poczuć smak i powiem, że tak pysznego sernika
jak tam, nie jadłem nigdy z życiu.
Światło dzienne się kończy i powoli wracamy do Hostelu, zahaczając tym
razem za dnia budynek opery i Złote Wrota.
W hostelu wypijamy oczywiście wódkę, potem włóczenie po nocnym Kijowie,
jakaś kolacja w knajpie i spać, na następny dzień znowu zaplanowany jest
spacer.
Wstajemy następnego dnia ze śmiałym planem dotarcia do Ławry Peczerskiej
(prawosławny kompleks klasztorny, jedna z wizytówek Kijowa) na piechotę.
Idziemy parkiem umiejscowionym na naddnieprzańskiej skarpie tak, że co chwila
mamy fajne widoki.
Potem mijamy stadion Dynama Kijów.
I docieramy do terenów rekreacyjnych sąsiadujących bezpośrednio z Ławrą
Peczerską.
Wstęp do Ławry kosztuje 20UAH (można też kupić droższy bilet pozwalający
na wejście również na wszystkie wystawy czasowe). Ilość złota użytego do
zdobień na terenie całego kompleksu jest ogromna, a wewnątrz jest jeszcze
Muzeum Skarbów Ukrainy (wstęp dodatkowe 50 UAH), gdzie nagromadzono ogromne
ilości wyrobów z tego kruszcu (szczególnie zachwycające są wyroby złotników
starożytnych np. Scytyjskich).
A na koniec tablica informacyjna, jaka wisiała na przyklasztornym murze.
Potem jemy śniadanko w jadłodajni dla wiernych (koszt nie duży, jedzenie
ok, ale swoje trzeba było odstać w kolejce), następnie po piwku w knajpie i
przy piwku naradzamy się co dalej. Wymyśleliśmy, że udamy się śladem Makłowicza
do knajpy, gdzie on jadł słynne tatarskie pierogi o nazwie „czeburek” . Z
informacji w necie znaleźliśmy że było to przy Żytnim Rinoku, ale za cholerę
nie mogliśmy znaleźć gdzie to jest. Nie wiedzieli również ukraińscy kelnerzy i
kelnerki, dopiero szatniarz pokazał nam na mapie gdzie to jest. No to idziemy w
kierunku metra, a potem długie błądzenie na piechotę, by trafić do upragnionego celu. Po drodze
przechodzimy jeszcze raz Andrijewskim Uzwidem. Ale było
warto(zamówiliśmy pieróg mieszany serowo-mięsny), smak rewelacyjny, wszystko
ręcznie robione a koszt oczywiście niewielki (na nasze jakieś 3 zł).
Najedzeni leniwie wracamy do hostelu, po drodze trafiając do jakiejś
nowobogackiej dzielnicy, gdzie kamienice były nowozbudowane, ale w starej
stylistyce. Fajna też była rockowa knajpa dla dzieci, gdzie byli zatrudnieni
animatorzy, a rodzice bawili się w knajpie obok.
W hostelu jak zwykle wódka i spać. Rano opuszczamy nasz hostel i już z
pełnym obciążeniem (mowa oczywiście o małych plecakach trzymających wymiary
małego podręcznego w Wizzair) i ruszamy jeszcze raz w miasto leniwie snując się
pomiędzy kamienicami.
Zaglądamy też w porze obiadowej do słynnej sieciowej jadłodajni z
ukraińskim jedzeniem czyli do Puzatej Chaty. Jedzenie smaczne i tanie.
Teraz trochę podsumowania. Kijów to piękne miasto, dość dobrze
skomunikowane i oznaczone o bardzo taniej i dobrej gastronomii a ludzie
nastawieni są przyjaźnie. Kijów to też miasto murali, spotkać można je na
każdym kroku i są bardzo ładne, oraz streetartu.
Do tego mają tanią i dobrą wódkę (butelka 0,5 l w sklepie około 70 UAH,
0,7 l około 90-100 UAH) i próbując kilku gatunków nigdy nie trafiliśmy na jakąś
niedobrą. No i wszędzie na ulicznych straganach pośród np. dowodów osobistych
obywatela Ukrainy różnych znanych osób jest papier toaletowy z Putinem.
Na miejscu nie da się jednak zapomnieć, że ten kraj jest w stanie wojny(
choć cały świat o tym jakby zapomniał). W lokalnej telewizji codziennie
puszczane są informacje z frontu, podawane dane ile osób zginęło a w
komunikacji publicznej są apele o pomoc dla żołnierzy. Na ulicach też widać
trochę wojska (ale raczej w celach turystyczno-odstresowujących, być może przed
wyjazdem na front). Widać na ulicach też takie dziwne pojazdy.
Powoli
jednak trzeba wracać. Coś na ząb, trolejbus nr 9 na lotnisko i wieczorem
jesteśmy w Polsce. W Gdańsku atmosfera fajna, choć pogoda paskudna (jest dużo
zimniej niż w Kijowie) ale komunikacją publiczną dostajemy się na trochę
wymarłą starówkę (jest poniedziałek wieczór) gdzie strzelamy po piwie a potem
powrót pkp/polskiem busem do domów. Żona jeszcze na koniec wykrakała, że się
nie wyśpię w pociągu i nie pójdę we wtorek na siódmą do pracy. I miała rację -
zamarznięta szyba PKP nie chciała się przytulić i dać pospać, tak więc nad
ranem sms z własnego łóżka z prośbą o urlop na telefon zakończył tą wyprawę.
Wszystkie fotki są jakie są, nie były w żaden sposób podrasowywane, nasycane
czy obrabiane. Tak widziało Kijów oko mojej komórki.
Relację
tą zamieściłem w maju 2017 r. na fly4free i takie były wtedy moje pierwsze
obserwacje na temat Kijowa i Ukrainy. Później odwiedziłem ten kraj jeszcze
kilkukrotnie i pomimo trwającej w jej wschodnich prowincjach wojny zawsze
czułem się tam bezpiecznie. Aż do lutego 2022 r. kiedy psychopatyczny morderca
Putin bestialsko napadł na ten kraj, którego jedynym grzechem było to, że jego
mieszkańcy nie akceptowali stylu życia obowiązującego w Rosji i pragnęli żyć
jak mieszkańcy zachodniej Europy. Nie wiem też ile z prezentowanych powyżej zabytków przetrwało, a ile trafiły rakiety ruskich najeźdźców. Piękną postawę po wybuchu wojny na całym
terytorium Ukrainy zaprezentowali zwykli mieszkańcy Polski udzielając pomocy
uchodźcom z tego kraju napływającym po lutym 2022 r. Nie rozumiem zupełnie, na
szczęście nielicznych, objawów nienawiści to tego narodu, którego jedynym
„przewinieniem”, było to, że pragnęli u siebie żyć tak, jak my w Polsce. Mam
nadzieję, że ta bezsensowna wojna szybko się skończy, bo mam jeszcze w planach
kilka rejonów Ukrainy odwiedzić w przyszłości.
Komentarze
Prześlij komentarz
Bardzo dziękuję za komentarz. Wszystkie uwagi są dla mnie cenne.